piątek, 28 września 2012

Free i album "Fire and Water".

Alexis Korner nazywał ich ''ostatnią wpływową grupą, która wypłynęła w Wielkiej Brytanii lat sześćdziesiątych'', natomiast Al Kooper obwołał ich ''największym, kiedykolwiek tworzącym zespołem''. Muzycy tak różni jak Lynyrd Skynyrd, The Black Crowes, Ocean Colour Scene i Paul Weller wspominają ich jako główne źródło swojej inspiracji, a mimo to Free pamiętani są dzięki jednej tylko kompozycji, „All Right Now”.
Pomimo że ich kariera muzyczna trwała krótko, bo zaledwie 5 lat, od 1968 do 1973 roku, to grupa Free znalazła swoje miejsce i pozostawiła głęboki ślad w historii rocka, będąc również inspiracją dla wielu innych grup muzycznych. Byli prekursorami hard bluesa, mocnego i melodyjnego, którego wcześniej scena muzyczna w takiej postaci jeszcze nie słyszała. Większość zapewne kojarzy grupę za sprawą wspomnianego już ich wielkiego hitu „All Right Now” pochodzącego z albumu „Fire and Water” z 1970 roku, który okazał się w porównaniu z dwoma poprzednimi krążkami („Tons of Sobs” i “Free”) przełomowym. Krążek dotarł w Wielkiej Brytanii do drugiej pozycji zestawień bestsellerów i okazał się najlepiej sprzedającym się albumem w karierze Brytyjczyków.
Free razem z Cream i Led Zeppelin byli jedną z bardziej wpływowych grup końca lat 60-tych brytyjskiego boomu na blues-rock. Grupę tworzyło czterech znakomitych muzyków: wokalista zespołu Paul Rodgers obdarzony wysokimi umiejętnościami wokalnymi i charakterystyczną brudną barwą głosu, znany również z enigmatycznego wizerunku, na który składał się, zakładany zawsze na występy, czarny strój i skórzane spodnie dzwony (po rozpadzie Free założył razem z Simonem Kirkem własną kapelę Bad Company, która według fanów i krytyków przyniosła mu jeszcze większą sławę i uznanie); gitarzysta Paul Kossoff, enfant terrible rocka, nieposłuszne i lekkomyślne „dziecko” kultury hippisowskiej, który zadziwiał swoimi talentami instrumentalnymi, i „dołował” nieodpowiedzialnym zachowaniem jako człowiek i mimo że przeżył tylko 25 lat, nie odszedł w zapomnienie, doceniono go także w czasach współczesnych sadowiąc go w miesięczniku „Rolling Stone” na 51 miejscu najlepszych gitarzystów wszechczasów; dalej mamy znakomitego gitarzystę basowego Andy Frasera, najmłodszego w zespole mającego zaledwie 16 lat ale który już w wieku 15 lat zaczął grać u boku samego Johna Mayalla w zespole The Bluesbreakers, był jednocześnie postacią która przyczyniła się do docenienia gitary basowej na scenie brytyjskiej (w tym czasie w USA wartość tego instrumentu została już doceniona dzięki takim zespołom jak The Allman Brothers Band i Grateful Dead); i wreszcie ostatni z czwórki perkusista Simon Kirke, prawdziwy maniak różnego rodzaju bębnów, obijający jako dzieciak w domu wszystko, w co się dało uderzyć, za zarobione pieniądze kupił pierwszy zestaw perkusyjny, który wykorzystywał na domowych dyskotekach, gdy odtwarzał piosenki z gramofonu, grając równolegle partie perkusji. Był współzałożycielem Bad Company, później grał m.in. z Johnem Wettonem, oraz w grupie Johna Deacona, basisty Queen.
Prace nad albumem „Fire and Water” rozpoczęły się na początku 1970 roku i potrwały do czerwca - miały miejsce w londyńskich studiach Trident i Island. Wspomniany już ich wielki hit „All Right Now” został napisany przez Andy'ego Frasera (muzyka) i Paula Rodgersa (słowa). - "All Right Now" powstało po fatalnym występie grupy w Durham w Anglii - wspominali artyści. - Fraser napisał kompozycję śpiewając ciągle All right now... Usiadł w garderobie i po prostu napisał ją. Nie zajęło mu to więcej niż dziesięć minut. Realizacją dźwięku zajęli się członkowie zespołu oraz Jon Kelly.
Album otwiera tytułowy „Fire and Water” i już na wstępie mamy wspaniały i mocny kawałek w rytmie synkopowym i lekko psychodelicznym, gdzie możemy od razu docenić szczególne i charakterystyczne dźwięki gitary Paula Kossoffa który rzec by można miota w nas przyszywającymi dźwiękami swojej gitary, całość zaś jest dobrze podtrzymywana przez świetną sekcję rytmiczną.



W następnym utworze zmieniamy nastrój to „Oh I Wept", pierwsza ballada na płycie, melodyjna i porywająca ze świetnym wokalem Paula Rodgersa który dopiero co zademonstrował nam swoją wyrazistą barwę głosu na poprzednim kawałku, tu natomiast pokazuje się nam od strony bardziej intymnej i melodyjnej, kontynuujemy w podobnym klimacie, następna z kolei to ballada „Remember” z wyraźną gitarą Kossoffa w porównaniu z poprzednim utworem i przede wszystkim z wyraźnym basem Frasera który prowadzi całość w kierunku rytmów przypominających southern rock w stylu The Allman Brothers Band. „Heavy Load” następny utwór można by rzecz jest bardzo nokturnowy czyli innymi słowy bardzo spokojny i zrównoważony jakby inspirowany poetyckim nastrojem ciemnej nocy, melancholijny z doskonałym wokalem Rodgersa jako głównej gwiazdy tego utworu, dalej mamy „Mr. Big” jeden z wielkich klasyków rockowych i jeden z kawałków który pozwala nam docenić kunszt basisty Frasera, ciekawa współpraca na linii bas-gitara Kossoffa na zasadzie uderzenie-odpowiedź, na zakończenie mamy znowu balladowo „Don’t Say You Love Me”, aby następnie zamknąć album wielkim finałem w postaci sławnej „All Right Now”, kawałek symbolizujący Free i jednocześnie nie będąc przesadnym w tym stwierdzeniu hymn narodowy klasycznego rocka, świetna solówka Kossoffa, rytmy synkopowe, proste, głęboko zakorzenione, dramatyczne, które tak głęboko zapadają w pamięć że trudno się potem otrząsnąć, posłuchajcie, zobaczycie!!!
W 1981 roku Alexis Korner tak wspominał zespół Free: ''Cóż, zawsze zakładałem, że jeśli zespół jest dobry i ma trochę szczęścia, przebije się bez względu na wszystko. Free zaś byli bardzo dobrym zespołem! Działo się tak, ponieważ Free byli na scenie totalnie żywym zespołem. Kochali grać, a zawsze kiedy tak jest, widać to gołym okiem - tak jak miało to miejsce również i w ich przypadku.'' Posłuchajmy zatem tego żywego i pełnego ekspresji zespołu w ich wielkim przeboju „All Right Now”.



Bibliografia:
http://muzyka.wp.pl/rid,53522,title,Fire-And-Water,plyta.html?ticaid=1f3ba
http://bonito.pl/k-90182362-free-heavy-load#nclid=715f45c390fb7290f183a0791e646138
www.debaser.it
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_9813/Free_Fire_And_Water.htm (Duane)
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_9870/Free_Fire_And_Water.htm (charley)
http://www.metalmundus.pl/articles.php?article_id=3558
pl.wikipedia.org/

poniedziałek, 24 września 2012

Rory Gallagher - "Deuce"

Jimi Hendrix kiedy został spytany jak to jest czuć się najlepszym gitarzystą wszech czasów, odpowiedział po prostu: „Nie wiem, pójdźcie i spytajcie o to Rory`ego Gallaghera”. W Irlandii skąd pochodził Rory i gdzie miał najwięcej fanów mawiano: „Najpierw był Jezus, potem zjawił się Rory”. To świadczy o tym jak bardzo był kochany przez swoich rodaków. Rory Gallagher był w swoim kraju z pewnością narodowym bohaterem, gdyż jako pierwszy grał dla farmerów, prostych ludzi którzy nigdy wcześniej nie byli na żadnym koncercie. Rory mówił: „granie na żywo sprawia mi największą przyjemność. Nawet gdy będę miał 50 lat wyjście na estradę i sprawianie ludziom przyjemności będzie dla mnie wszystkim. Chcę tak jak jazzmani i bluesmani grać zawsze do szczęśliwej i późnej starości”, niestety nie udało mu się doczekać szczęśliwej starości, zmarł w 1995 roku w wyniku powikłań po przeprowadzonym przeszczepie wątroby.
Gallagher uważany jest za jednego z najbardziej energetycznych i charyzmatycznych gitarzystów swojego pokolenia, za prekursora hard rocka, a nawet grunge’u. Wytarte spodnie, flanelowa koszula w kratę i wysłużona gitara Fender Stratocaster z 1961 roku na której grał tak dużo i intensywnie, że na płycie wierzchniej pozostały jedynie strzępki lakieru, a pod spodem gitara zafarbowała się na niebiesko od jego dżinsów , to były elementy charakterystyczne jego scenicznego image’u. Był outsiderem, a jego utwory często opowiadały o alienacji, życiu w drodze i poszukiwaniu wolności.
Moje pierwsze spotkanie z muzyką Gallaghera rozpoczęło się od płyty „Deuce”, drugiego solowego albumu studyjnego artysty. Uważam że jest to jeden z jego najlepszych krążków, posiada przede wszystkim cechy które charakteryzowały jego podejście do muzyki. Najlepiej oddaje to wypowiedź Slasha, który powiedział kiedyś: „"Styl gry Rory’ego jest mi szczególnie bliski dlatego, że był on bardzo spontaniczny. Wyznawał maksymę: po nagraniu nic nie zmieniaj! Zostaw tak, jak jest. Nie przejmował się przesadnym dopieszczaniem każdego szczegółu. Miał naturalny talent i potrafił grać w bardzo wielu stylach". To, co inżynierowie dźwięku mogli uważać za błąd, było tak naprawdę częścią spontanicznego klimatu, który Rory chciał uchwycić na płycie. To właśnie ten klimat był tak charakterystyczny dla jego muzyki.
Kariera solowa Rory`ego Gallaghera rozpoczęła się niedługo po rozpadzie zespołu Taste z którym wydał w trakcie istnienia zespołu dwa albumy studyjne, „Taste” i „On The Boards”, oraz trzy wydane już po rozpadzie zespołu, dwa koncertowe - "Live Taste" z utworami które zostały nagrane na żywo podczas koncertów Taste w Montreux oraz "Live at the Isle of Wight" fragment występu tria „Taste” na trzecim festiwalu Isle Of Wight - 20 sierpnia 1970 roku, ostatni album wydany został w 1974 roku, "Take It Easy Baby" na którym znajdują się pierwsze nagrane piosenki oryginalnego składu Taste, które pierwotnie nie miały zostać wydane w ogóle.
Pierwszy album solowy w karierze Gallaghera nazwany po prostu „Rory Gallagher” nosi jeszcze znamiona grupy Taste, słychać na nim jazzowy klimat z tamtych lat, jest subtelniejszy i bardziej akustyczny. Według mnie prawdziwy Rory zaczyna się od albumu „Deuce”. Jak wspominał siostrzeniec Gallaghera, Daniel Gallagher: „na tej płycie Rory odciął się stylistycznie od Taste, stał się bardziej pewny siebie, bo zrozumiał, że może grać tak, jak chce". Tę jego nową pewność siebie rzeczywiście wyraźnie słychać na płycie "Deuce". Wielu uważa, że partia solowa zagrana techniką slide w utworze "Crest Of A Wave" jest jego najlepszą solówką. "Utwór ten nagrał za jednym podejściem, nagrywając jednocześnie też wokal. Są tu dwie solówki, ale w drugiej z nich Rory rzeczywiście dał niezłego czadu. Na końcu nagrania jest bardzo fajny moment. Robin Sylvester, inżynier dźwięku, usłyszawszy go, powiedział: »Bezbłędnie!«, a Rory na to: »Mam nadzieję, że to magiczne słowo, którego zawsze używasz«. Ale to słowo w pełni oddawało wysoki kunszt artystyczny Rory'ego. Taki poziom gry techniką slide nie jest łatwy do osiągnięcia dla pierwszego lepszego gitarzysty".
Album „Deuce” otwiera "I'm Not Awake Yet”, półakustyczny bardzo irlandzki kawałek z wyczuwalnymi wpływami celtyckimi, gitara elektryczna tylko podkreśla i dodaje uroku solówkom akustycznym, następny kawałek „Used To Be” sprawia wrażenie jakbyśmy zmienili płytę i zaczęli słuchać coś zupełnie innego, imponujący i zachwycający riff, ukazuje nam dźwięki zakorzenione w ciężkim bluesie, głos Rory`ego nieczysty, brudny, ale zawsze nacechowany szczerością. W następnym utworze znowu zmieniamy klimat, “Don’t know where I’m going“ to tradycyjny utwór country zagrany na gitarę akustyczną i harmonijkę, ma się wrażenie jakby się słuchało bardziej bluesowego Boba Dylana. "Maybe I Will" pachnie latami sześćdziesiątymi i utrzymanym w guście retro "Mersey Beatem", natomiast następny "Whole Lot Of People" jest pierwszym utworem na płycie zagranym techniką slide gdzie Rory opóźnia grę poprzez zatrzymywanie ciągłości utworu, coś na zasadzie stop&go wykonując skomplikowane pasaże. Atmosfera płyty coraz bardziej wzrasta wraz z "In Your Town" naszpikowanym efektowną grą slide i rytmiką hipnotyzującego boogie, był to jednocześnie jeden z klasyków koncertowych Rory`ego. W następnym utworze tempo spada, to "Should've Learnt My Lesson", typowy blues w stylu Muddiego Watersa, zaś w "There`s A Light" mamy tradycyjne rytmy jazzowe, to oraz melancholijna melodia to charakterystyczne cechy tego utworu. Następny utwór "Out Of My Mind" jest akustyczną folkową piosenką w stylu Nashville, charakterystycznego grania z południa Stanów Zjednoczonych z widocznym wpływem Doca Watsona, gitarzysty folkowego z lat sześćdziesiątych, można tu również zauważyć technikę fingerpicking. Na zakończenie oryginalnego albumu z 1971 roku mamy "Creste of a Wave" o którym już wspominałem, posiadający rewelacyjną solówkę zagraną techniką slide. W 1998 roku pojawił się na zremasterowanym "Deuce" jeden bonus, to "Persuasion", hard-rockowy kawałek zamykający album.
Po śmierci Rory`ego 15 czerwca 1995 roku, Bono, wokalista grupy „U 2”, także Irlandczyk, powiedział: „Rory był jednym z dziesięciu najlepszych gitarzystów świata, ale ważniejsze jest to, że był jednym z dziesięciu najfajniejszych facetów, jacy kiedykolwiek po ziemi chodzili”.
Zapraszam do odkrywania płyt Rory`ego Gallaghera, nie tylko tej jednej, bowiem cała jego dyskografia utrzymuje dość wysoki poziom. Zatem na dobry początek „Deuce” i imponujący "Crest Of A Wave", posłuchajcie i zobaczcie jak gra techniką slide Rory!



Bibliografia:

http://artrock.pl/recenzje/2632/gallagher_rory_tattoo.html
http://www.blues.com.pl/viewtopic.php?t=5507
http://www.magazyngitarzysta.pl/ludzie/artykuly/10881-rory-gallagher.html
http://heartofglass.altervista.org/blog/?p=3394
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_15846/Rory_Gallagher_Deuce.htm
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_36329/Rory_Gallagher_Deuce.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rory_Gallagher
http://it.wikipedia.org/wiki/Deuce_%28Rory_Gallagher%29

poniedziałek, 17 września 2012

"Spojrzenie w kierunku nieba" - Le Orme i album "Collage".

"Uno sguardo verso il cielo" to tytuł utworu zespołu którego zapewne nieliczne grono osób skojarzy. Le Orme wraz z Premiata Forneria Marconi i Banco del Mutuo Soccorso to trójca która przewodziła progresywnemu brzmieniu we Włoszech. Dziś zatem trochę włoskiego rocka progresywnego.
Album "Collage" który ukazał się w 1971 roku jest uznawany powszechnie za pierwsze dzieło prog rocka w Italii. To drugi album grupy Le Orme i jednocześnie pierwszy który odniósł sukces. Album został wypromowany przez singiel "Sguardo verso il cielo/Cemento armato".
Po wcześniejszej współpracy z producentem Gianem Piero Reverberim i w efekcie wydania singla "Il profumo delle viole (1970), grupa zmieniła całkowicie styl i pozostawiła za sobą brzmienia typowe dla muzyki big-beat, poszukując nowych linii melodycznych. W tym też celu udał się do Londynu Tony Pagliuca (w zespole grający na instrumentach klawiszowych), a także po to aby pozyskać dla zespołu nowy syntezator. Pomimo że drugiego celu nie udało mu się osiągnąć to powrócił do Włoch pełen entuzjazmu i pomysłów.
Album "Collage" zawiera bardzo aktualne ówcześnie tematy (choć i dzisiaj są to kwestie nie przeterminowane). I tak na przykład w utworach "Era Inverno" i "Morte di un fiore" mamy do czynienia z prostytucją oraz ze śmiercią będącą wynikiem przemocy. Jest to dość charakterystyczna cecha zespołu który poprzez własne utwory chciał rozwiązać i nagłośnić palące problemy, które jednocześnie zdawały się być tematami tabu.
Dość istotnym elementem w muzyce Le Orme pozostaje także związek z muzyką poważną, który możemy zauważyć w utworze tytułowym "Collage" i jednocześnie otwierającym album, który zawiera sekcję na klawesyn pochodzącą ze słynnej sonaty "K 380" Domenico Scarlattiego. Na uwagę zasługują również utwory "Cemento armato" na pograniczu rocka awangardowego i "Evasione Totale" oraz "Immagini", kompozycja subtelnie nawiązująca w kierunku rocka psychodelicznego.
Posłuchajmy zatem utworu "Uno sguardo verso il cielo", według mnie najlepszego na płycie:



Bibliografia:

http://it.wikipedia.org/wiki/Collage_%28Le_Orme%29
http://classikrock.blogspot.com//
http://it.wikipedia.org/wiki/Le_Orme
http://it.wikipedia.org/wiki/Portale:Rock_progressivo