Jimi Hendrix kiedy został spytany jak to jest czuć się najlepszym gitarzystą wszech czasów, odpowiedział po prostu: „Nie wiem, pójdźcie i spytajcie o to Rory`ego Gallaghera”. W Irlandii skąd pochodził Rory i gdzie miał najwięcej fanów mawiano: „Najpierw był Jezus, potem zjawił się Rory”. To świadczy o tym jak bardzo był kochany przez swoich rodaków. Rory Gallagher był w swoim kraju z pewnością narodowym bohaterem, gdyż jako pierwszy grał dla farmerów, prostych ludzi którzy nigdy wcześniej nie byli na żadnym koncercie. Rory mówił: „granie na żywo sprawia mi największą przyjemność. Nawet gdy będę miał 50 lat wyjście na estradę i sprawianie ludziom przyjemności będzie dla mnie wszystkim. Chcę tak jak jazzmani i bluesmani grać zawsze do szczęśliwej i późnej starości”, niestety nie udało mu się doczekać szczęśliwej starości, zmarł w 1995 roku w wyniku powikłań po przeprowadzonym przeszczepie wątroby.
Gallagher uważany jest za jednego z najbardziej energetycznych i charyzmatycznych gitarzystów swojego pokolenia, za prekursora hard rocka, a nawet grunge’u. Wytarte spodnie, flanelowa koszula w kratę i wysłużona gitara Fender Stratocaster z 1961 roku na której grał tak dużo i intensywnie, że na płycie wierzchniej pozostały jedynie strzępki lakieru, a pod spodem gitara zafarbowała się na niebiesko od jego dżinsów , to były elementy charakterystyczne jego scenicznego image’u. Był outsiderem, a jego utwory często opowiadały o alienacji, życiu w drodze i poszukiwaniu wolności.
Moje pierwsze spotkanie z muzyką Gallaghera rozpoczęło się od płyty „Deuce”, drugiego solowego albumu studyjnego artysty. Uważam że jest to jeden z jego najlepszych krążków, posiada przede wszystkim cechy które charakteryzowały jego podejście do muzyki. Najlepiej oddaje to wypowiedź Slasha, który powiedział kiedyś: „"Styl gry Rory’ego jest mi szczególnie bliski dlatego, że był on bardzo spontaniczny. Wyznawał maksymę: po nagraniu nic nie zmieniaj! Zostaw tak, jak jest. Nie przejmował się przesadnym dopieszczaniem każdego szczegółu. Miał naturalny talent i potrafił grać w bardzo wielu stylach". To, co inżynierowie dźwięku mogli uważać za błąd, było tak naprawdę częścią spontanicznego klimatu, który Rory chciał uchwycić na płycie. To właśnie ten klimat był tak charakterystyczny dla jego muzyki.
Kariera solowa Rory`ego Gallaghera rozpoczęła się niedługo po rozpadzie zespołu Taste z którym wydał w trakcie istnienia zespołu dwa albumy studyjne, „Taste” i „On The Boards”, oraz trzy wydane już po rozpadzie zespołu, dwa koncertowe - "Live Taste" z utworami które zostały nagrane na żywo podczas koncertów Taste w Montreux oraz "Live at the Isle of Wight" fragment występu tria „Taste” na trzecim festiwalu Isle Of Wight - 20 sierpnia 1970 roku, ostatni album wydany został w 1974 roku, "Take It Easy Baby" na którym znajdują się pierwsze nagrane piosenki oryginalnego składu Taste, które pierwotnie nie miały zostać wydane w ogóle.
Pierwszy album solowy w karierze Gallaghera nazwany po prostu „Rory Gallagher” nosi jeszcze znamiona grupy Taste, słychać na nim jazzowy klimat z tamtych lat, jest subtelniejszy i bardziej akustyczny. Według mnie prawdziwy Rory zaczyna się od albumu „Deuce”. Jak wspominał siostrzeniec Gallaghera, Daniel Gallagher: „na tej płycie Rory odciął się stylistycznie od Taste, stał się bardziej pewny siebie, bo zrozumiał, że może grać tak, jak chce". Tę jego nową pewność siebie rzeczywiście wyraźnie słychać na płycie "Deuce". Wielu uważa, że partia solowa zagrana techniką slide w utworze "Crest Of A Wave" jest jego najlepszą solówką. "Utwór ten nagrał za jednym podejściem, nagrywając jednocześnie też wokal. Są tu dwie solówki, ale w drugiej z nich Rory rzeczywiście dał niezłego czadu. Na końcu nagrania jest bardzo fajny moment. Robin Sylvester, inżynier dźwięku, usłyszawszy go, powiedział: »Bezbłędnie!«, a Rory na to: »Mam nadzieję, że to magiczne słowo, którego zawsze używasz«. Ale to słowo w pełni oddawało wysoki kunszt artystyczny Rory'ego. Taki poziom gry techniką slide nie jest łatwy do osiągnięcia dla pierwszego lepszego gitarzysty".
Album „Deuce” otwiera "I'm Not Awake Yet”, półakustyczny bardzo irlandzki kawałek z wyczuwalnymi wpływami celtyckimi, gitara elektryczna tylko podkreśla i dodaje uroku solówkom akustycznym, następny kawałek „Used To Be” sprawia wrażenie jakbyśmy zmienili płytę i zaczęli słuchać coś zupełnie innego, imponujący i zachwycający riff, ukazuje nam dźwięki zakorzenione w ciężkim bluesie, głos Rory`ego nieczysty, brudny, ale zawsze nacechowany szczerością. W następnym utworze znowu zmieniamy klimat, “Don’t know where I’m going“ to tradycyjny utwór country zagrany na gitarę akustyczną i harmonijkę, ma się wrażenie jakby się słuchało bardziej bluesowego Boba Dylana. "Maybe I Will" pachnie latami sześćdziesiątymi i utrzymanym w guście retro "Mersey Beatem", natomiast następny "Whole Lot Of People" jest pierwszym utworem na płycie zagranym techniką slide gdzie Rory opóźnia grę poprzez zatrzymywanie ciągłości utworu, coś na zasadzie stop&go wykonując skomplikowane pasaże. Atmosfera płyty coraz bardziej wzrasta wraz z "In Your Town" naszpikowanym efektowną grą slide i rytmiką hipnotyzującego boogie, był to jednocześnie jeden z klasyków koncertowych Rory`ego. W następnym utworze tempo spada, to "Should've Learnt My Lesson", typowy blues w stylu Muddiego Watersa, zaś w "There`s A Light" mamy tradycyjne rytmy jazzowe, to oraz melancholijna melodia to charakterystyczne cechy tego utworu. Następny utwór "Out Of My Mind" jest akustyczną folkową piosenką w stylu Nashville, charakterystycznego grania z południa Stanów Zjednoczonych z widocznym wpływem Doca Watsona, gitarzysty folkowego z lat sześćdziesiątych, można tu również zauważyć technikę fingerpicking. Na zakończenie oryginalnego albumu z 1971 roku mamy "Creste of a Wave" o którym już wspominałem, posiadający rewelacyjną solówkę zagraną techniką slide. W 1998 roku pojawił się na zremasterowanym "Deuce" jeden bonus, to "Persuasion", hard-rockowy kawałek zamykający album.
Po śmierci Rory`ego 15 czerwca 1995 roku, Bono, wokalista grupy „U 2”, także Irlandczyk, powiedział: „Rory był jednym z dziesięciu najlepszych gitarzystów świata, ale ważniejsze jest to, że był jednym z dziesięciu najfajniejszych facetów, jacy kiedykolwiek po ziemi chodzili”.
Zapraszam do odkrywania płyt Rory`ego Gallaghera, nie tylko tej jednej, bowiem cała jego dyskografia utrzymuje dość wysoki poziom. Zatem na dobry początek „Deuce” i imponujący "Crest Of A Wave", posłuchajcie i zobaczcie jak gra techniką slide Rory!
Bibliografia:
http://artrock.pl/recenzje/2632/gallagher_rory_tattoo.html
http://www.blues.com.pl/viewtopic.php?t=5507
http://www.magazyngitarzysta.pl/ludzie/artykuly/10881-rory-gallagher.html
http://heartofglass.altervista.org/blog/?p=3394
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_15846/Rory_Gallagher_Deuce.htm
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_36329/Rory_Gallagher_Deuce.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rory_Gallagher
http://it.wikipedia.org/wiki/Deuce_%28Rory_Gallagher%29
Rewelacyjna płyta.
OdpowiedzUsuń