sobota, 27 października 2012

Za wszelką cenę być modnym - Modsi.

Pewnego razu w Wielkiej Brytanii doszło do głosu pokolenie młodych ludzi którzy chcieli urządzić świat po swojemu, świat skostniałych wartości ich rodziców, świat który zaledwie kilkanaście lat temu przeżył apokalipsę drugiej wojny światowej, w której Anglia miała swój istotny udział. Pokolenie które urodziło się na progu końca tej katastrofy było katalizatorem powstania pierwszych ruchów młodzieżowych, pierwszych kontrkultur i subkultur. I tak w późnych latach 50. XX wieku narodziła się subkultura Modsów. Młodzież która identyfikowała się z nimi opierała swoje wartości na modzie i muzyce.
Cofnijmy się w czasie i zobaczmy jak doszło do powstania tej subkultury. Ze względu na niektóre aspekty można powiedzieć że to subkultura młodzieżowa o nazwie Teddy Boys przyczyniła się i otworzyła drogę do powstania kultury Modsów, po części zaś był to owoc konfliktu pokoleń pomiędzy nastolatkami i ich rodzicami. Trzecią przyczyną wyodrębnienia się tej subkultury brytyjscy socjologowie łączą z wysoką falą napływu imigrantów z Karaibów do dużych miast Anglii. Młodzi Brytyjczycy z niższych klas społecznych zetknęli się wówczas po raz pierwszy z zupełnie obcym wzorem kulturowym, w którym istotnym elementem był dystans do oficjalnych instytucji, odmienny stosunek do życia rodzinnego i do pracy. Modsi akcentowali wyraźnie swoją odrębność wobec starszego pokolenia zarówno swoim zachowaniem, jak i wyglądem.
Modsi byli bezsprzecznie dominującą grupą subkulturową okresu końca lat 50. aż do połowy lat 60. - ich liczbę szacuje się na pół miliona osób. Południowe kurorty nadmorskie były miejscami częstych walk pomiędzy modsami a rockersami (m.in. "druga bitwa pod Hastings", starcia w Brighton). Walki te stały się bardzo modne, a w pierwszej połowie lat 60. większość nadmorskich kurortów często musiała stawiać czoła tego rodzaju problemom. Masowy napływ nowych członków, których zainteresowania zaczynały się i kończyły na bójkach, do gangów modsów, spowodował kryzys tożsamości subkultury. Zanik subkultury modsów jest już wyraźny w drugiej połowie lat 60 (częściowo przyczyną był nowy ruch –hippisi i ich „Flower Power” a także po prostu wyrastanie z lat młodzieńczego buntu). Odrodzenie nastąpiło w drugiej połowie lat 70. tzw. „Mods Revival”, za sprawą filmu „Quadrophenia” o którym wspomnę później. Byli to długowłosi młodzieńcy ubrani w garnitury. Ich kultowym zespołem byli The Jam, którzy udowodnili, że można grać Punka w garniturze. Nowi Modsi nie byli specjalnie liczni i nie istnieli zbyt długo. Jednak pewne pozostałości po nich pozostały w Anglii do dnia dzisiejszego, a nawet w dużych polskich miastach, czasami można ujrzeć wśród tłumu znak RAF-u. Prawdziwa jednak esencja tej subkultury istniała w latach 60. dlatego późniejsze przeobrażenia i narodzenie się z ruchu hard mods subkultury Skinhead uważam już za inna bajkę i nowy wątek w historii ruchów alternatywnych, dlatego też poprzestanę na opisie lat najbardziej charakterystycznych dla tej subkultury.
Modsi wywarli ogromny wpływ na wiele subkultur młodzieżowych, nie tylko jeśli chodzi o ubiór, ale przede wszystkim w dziedzinie muzyki. Byli protoplastami ruchu skinheads, mieli swój udział w boomie epoki punk rocka, a obecnie są żywą legendą kontrkultury młodzieżowej. W dzisiejszych czasach, pomimo zawirowań społeczno–kulturowych, subkultura mods ma szeroki zasięg oddziaływania na współczesną młodzież alternatywną.
Zapraszam zatem na krótką wycieczkę śladami modsów.


Określenia typu modernizm, sztuka awangardowa, modern jazz, moda, kurtka parka, filozofia egzystencjalna z Jean Paulem Sartrem na czele, amfetamina, skutery takich marek jak Vespa i Lambretta, kultowa kapela The Who i jej album rock-opera „Quadrophenia” oraz film nakręcony kilka lat później pod takim samym tytułem i wreszcie charakterystyczne okrągłe trójkolorowe logo niebiesko-biało-czerwone - symbol RAF-u, to elementy i esencja na które składał się obraz ówczesnego modsa, wszystkie te atrybuty były nierozerwalnie związane z życiem i kulturą modsów.
Samo słówko Mods pochodzi według różnych źródeł od kultowego w ówczesnej Wielkiej Brytanii zespołu Modern Jazz Quartet lub od słowa The Modernists– moderniści, nowocześni. Jeśli potencjalny młody Brytyjczyk identyfikował się z wymienionymi powyżej atrybutami znaczyło to że był Modsem. Ale po kolei, zacznijmy od ciuchów.

MODA

Dzisiaj kropki, jutro paski, najważniejsze, aby było modnie! Z przymrużeniem oka brytyjski zespół The Kinks śpiewał w 1966 r. w utworze „Dedicated Follower Of Fashion“ o subkulturze i stylu Modsów., o ich byciu niewolnikami mody. A było o czym! Na Carnaby Street w Londynie zaczęła rozbrzmiewać nieznana dotąd mieszanka rock and roll’a, ska, rythm and bluese’a, modern jazzu, beatu, popu i hard rocka. A młodzież poruszała się w rytm tej muzyki w dzikim tańcu, ale za to w wyjątkowo eleganckich strojach: włoskich garniturach, parkach, obowiązkowo z wąskimi krawatami i wypolerowanymi na glanc butami Chelsea lub Loafers. Kobiety nosiły minispódniczki lub sukienki w stylu Mary Quant i sztuczne rzęsy, naśladując modelki Twiggy i Jean Shrimpton. Za pomocą drogich ubrań Modsi protestowali przeciwko podziałom klasowym i poglądom, że tylko klasa wyższa może nosić eleganckie stroje. Modsi dążyli do uwolnienia od konwencji i stereotypów. Byli generacją „eleganckich rebeliantów“.
Modsi używali stroju dla zdefiniowania się. Ubrania nie były dla nich plemiennym totemem, ale po prostu ubraniami. Wyznawali sztukę dla sztuki. Obsesja stylu tych nastolatków stworzyła w dużym stopniu swingujący Londyn.
Początkowo charakterystycznym strojem modsów były ciemne dość obcisłe, szykowne garnitury zapinane na 3 guziki (wykonane najczęściej z jedwabiu lub bardziej wówczas popularnego moheru), białe włoskie koszule, wąskie krawaty tzw. śledzie, włoskie zamszowe buty ze szpiczastymi noskami tzw. winklepicker a także duże ciemne okulary przeciwsłoneczne i kapelusze. Dziewczyny Modsi depilowały brwi jak przedwojenne gwiazdy kina, nosiły pantofle na niskiej nóżce, męskie spodnie biodrówki, półdługie włosy i tony tuszu do rzęs. Taki strój tradycyjnie uważany w rodzinach robotniczych za odświętny, noszony był przez modsów na co dzień. Dlatego mógł symbolizować wolność od obowiązków i aspiracje konsumpcyjne. Ubrania takich marek jak Fred Perry, Ben Sherman czy Levi`s bynajmniej nie były tanimi ciuchami.
Na początku lat 60-tych pojawił się nowy, wygodniejszy styl ubierania. W tym czasie można już jednak mówić o trzech różnych podgrupach wśród modsów.
Do pierwszej grupy która była najbardziej charakterystycznym odłamem modsów zaliczali się tak zwani "scooter boys" (chłopcy na skuterach). Byli oni najbardziej liczną podgrupą modsów, toteż stali się synonimem całej subkultury. Ubierali się w wąskie spodnie, koszulki polo i wojskowe kurtki. Najmodniejsi i najlepiej ubrani z grupy nazywani byli "Faces" (czoło), inni, którzy nosili koszulki z wydrukowanymi na nich wielkimi numerami nosili miano "Numbers" (numery).
Drugą grupę stanowili młodzi ludzie rekrutujący się z wyższych szkół artystycznych. Preferowali oni styl, który nosił nazwę "collage boy" lub "ticket style". Byli to najbardziej zniewieściali, snobistyczni i zarozumiali spośród wszystkich modsów. Styl "collage boy" był bardzo prosty, klasyczny. Noszono bardzo krótko obcięte włosy, proste, wąskie spodnie lub dżinsy, zamszowe buty, wojskowe amerykańskie kurtki z kapturami tzw. "parkas" (parki - do których najczęściej przyszywali naszywki z motywami brytyjskimi takimi jak Union Jack czy symbol RAF-u) i tenisowe koszulki polo "Freda Perry'ego" (nazwane tak od mistrza tenisowego z Wimbledonu z 1930 roku) z charakterystycznym złotym wieńcem laurowym na piersi. Ticket style był preferowany przez dziewczyny należące do subkultury modsów. Nosiły one proste, niewyszukane ubrania, najczęściej męskie spodnie i koszulki. Miały wydepilowane brwi oraz krótko obstrzyżone włosy w stylu lat 20-tych - mocno natapirowane i wygolone na karku. Dziewczyny, w przeciwieństwie do chłopców nie stosowały makijażu (był to powrót do przedwojennego zwyczaju noszenia przez mężczyzn makijażu) i były paradoksalnie bardziej męskie od chłopaków. Można by zatem wywnioskować, że faceci modsi z tej grupy byli lalusiami, jednak naprawdę subkultura ta była bardzo chuligańska.
Trzecią grupą byli tak zwani "hard mods" (twardzi); nazywani tak, gdyż w większym stopniu akcentowali swoją niezgodę na otaczający ich świat. Nosili oni dżinsy, luźne kurtki i ciężkie, wysokie robotnicze buty przemysłowe; włosy obcinali bardzo krótko. Ten odłam modsów jest powszechnie uważany za prekursorów współczesnej subkultury skinheadów, która zaczęła kształtować się w późnych latach 60.



SKUTERY

Krótki zarys dwóch najbardziej popularnych marek modsowskich skuterów – Vespy i Lambretty:
Piaggio & Co. SpA to włoski koncern którego założycielem był Rinaldo Piaggio. Pierwsze modele Vespy powstawały w 1946 roku według projektu inżyniera Corradino D'Ascanio. Vespa znaczy „Osa”, stąd nazwa która nawiązywała do charakterystycznego kształtu pojazdu z wąską talią (przekrokiem) i szerokim odwłokiem (tylnym nadkolem).
Industria Meccanica Innocenti to włoska firma pochodząca z Mediolanu która założona została przez Ferdinando Innocentiego i rozpoczęła produkcję Lambretty w 1947 roku. Sama nazwa Lambretta pochodzi od nazwy rzeki Lambro która płynie w pobliżu miejsca gdzie znajdowała się fabryka.
Miłością modsów były skutery, które były wyznacznikiem prestiżu i symbolem grupowej, subkulturowej tożsamości. Cena takich zabawek w Wielkiej Brytanii wynosiła mniej więcej połowę miesięcznych poborów młodego robotnika. Każdy zatem kto się identyfikował z subkulturą Modsów musiał posiadać takie cudo które tuż po zakupie od razu było przyozdabiane chromem i błyszczącymi dodatkami (np. lusterkami lub reflektorami). W latach 60-tych największą popularnością cieszyły się wygodne i tanie, proste w obsłudze, włoskie skutery, wspomniane Vespa i Lambretta. Dla modsów skuter był symbolem nowoczesności, elegancji i niezależności. "Przyozdobioną dodatkowymi lampami i lusterkami Lambrettą można było zadawać szyku, krążąc samotnie lub z dziewczyną pomiędzy kawiarniami i boutiqami na Carnaby Street, lub pomknąć całą zgrają na festiwal muzyczny do nadmorskiego Brighton".

MUZYKA I FILM

Nie było muzyki modsów, była tylko muzyka słuchana przez modsów. Ulubioną grupą modsowską było rock and rollowe The Who. Gusta muzyczne modsów oscylowały między rock and rollem, ska, rythm and bluesem, modern jazzem, beatem, popem a hard rockiem. Modsi stworzyli ciekawą mieszankę nowoczesnych nurtów w muzyce i elementów muzyki starego pokolenia. Entuzjastycznie przyjmowali dziwactwa sztuki awangardowej.
W połowie lat 60. muzyka wciąż grała dużą rolę w życiu modsów, ale nie aż tak wielką jak w początkowym okresie istnienia ruchu. Nie było poszukiwań nowych, ekscytujących form muzycznych, a amerykański soul i jamajskie ska stały się podstawą dla większości.
Oprócz The Who modsi chętnie słuchali również takich grup i wykonawców jak: The Kinks, The Small Faces, Yardbirds, T. Rex, Marmalade, Julie Driscoll, Brian Auger and the Trinity, Shocking Blue, David Bowie & The Lower Third.
W okresie lat 70., czyli w czasie odrodzenia się subkultury grupa The Jam była podstawowym zespołem słuchanym przez Modsów. Zespół został założony w 1977 roku i nawiązywał stylistyką ubioru do wcześniejszej generacji modsów, zaś muzycznie do idei punk rocka. Inne znane zespoły z tego okresu to m.in. Secret Affair, Purple Hearts, Back To Zero, The Mods czy The Lambrettas. Nazwa żeńskiej grupy, Mo – Dettes, była inicjatorem terminu dla żeńskiego ruchu mods — The Modette. Ich muzyka i styl ubierania się to mieszanka skocznych lat 60. i punk rocka.
Filmem uznanym za kultowy dla subkultury mods jest Quadrophenia Franca Roddama z 1979 roku. Film opowiada o grupie przyjaciół utożsamiających się z kulturą mods i ich starciach z rockersami. Głównym bohaterem jest młody mods który z czasem zaczyna mieć dość łobuzerki i zaczyna zdawać sobie sprawę, iż jego dotychczasowy żywot wiedzie na dno. Film jest przygnębiający, jednak dobrze ukazuje pułapki czyhające na młodzież. Akcja toczy się w Londynie i Brighton w 1965 roku, na ścieżkę dźwiękową składają się utwory The Who, a jedną z ról zagrał Sting. W filmie został dobrze uchwycony motyw rywalizacji pomiędzy modsami i rockersami. Lekkie i tanie lambretty konkurowały z ciężkimi harleyami rockersów. Częściowo dzięki sukcesowi tego filmu ruch mod przeżywał odrodzenie pod koniec lat 70.
Ducha epoki „modnych Modsów” dobrze oddaje również „Blow up“ („Powiększenie”) w reżyserii Michelangelo Antonioniego z Vanessą Redgrave. Znaczący wpływ na ich styl bycia miał również film „Rzymskie wakacje” z 1953 roku, gdzie Gregory Peck wbity w gajer woził na lambretcie Audrey Hepburn.
Lambretty zagrały też u Wajdy w "Niewinnych czarodziejach" z 1960 roku. Jeździli na nich Łomnicki i Polański.

LITERATURA

Wydarzenia związane z subkulturą modsów zainspirowały Anthony`ego Burgessa do napisania powieści „Mechaniczna pomarańcza” wydanej w 1962 roku, która w 1971 roku została przeniesiona na ekrany przez Stanleya Kubricka (znakomity Malcolm McDowell jako Alex DeLarge).
Książka opowiada o nastoletnim Aleksie, który w dzień jest przykładnym, choć niesfornym synkiem, zakochanym w muzyce Ludwiga van Beethovena, lecz każdej nocy wyrywa się z domu, by stać się członkiem bandy. Zdradzony przez kolegów, trafia do więzienia, gdzie decyduje się zamienić wyrok na udział w eksperymencie resocjalizacyjnym. Ów eksperyment obrzydza mu przemoc tak skutecznie, że od tej pory nie jest w stanie się nawet bronić. Jego przypadek zostaje wykorzystany w rozgrywkach politycznych, a sam Alex „wyleczony jak trza”.
Powieść zawiera również epilog, który jednak był pomijany w niektórych wydaniach (a także w filmie). W epilogu Alex wraca do trybu życia z początku powieści, jest już jednak starszy, przestają go bawić dotychczasowe rozrywki.

BYŁEM MODSEM – CZYLI KILKA RELACJI NAOCZNYCH ŚWIADKÓW.

Na początku lat 60-tych byłem Modsem z Brighton.
The Who, ulubiony zespół Modsów, grał wtedy
we „Florida Rooms”, było to 200 yardów od baru
„Zodiac”; głównego miejsca spotkań Modsów.
Tam wszyscy się spotykali. Potem przenieśliśmy się
do Starling Rooms, słuchało się tam The Stones,
Kinks, Dave Clark Five, Manfred Mann, Tamla Motown…
Wtedy zaczęły się czasy dragów i blue beat.
Zmienił się strój Modsów. Trzeba było być zawsze
na bieżąco bo nasze ciuchy co 10 minut wychodziły z mody.
To nie było zbyt rozsądne…
Przesiadywaliśmy głównie w barach z szafami grającymi.
Mój skuter to Lambretta TV 175. Spotykaliśmy się
w całonocnym barze kawowym Skandinavia Bar.
Miejscem spotkań rockersów były nocne bary
w Brighton takie jak King and Queen pub
czy Marlborough Place.
Czasami zaglądaliśmy tam dla draki,
by poprzewracać im – albo pokopać – motocykle.
Często dochodziło do bójek pomiędzy Modsami
z Brighton i Londynu. Powody były różne: Londyńczycy
często przystawiali się do naszych lasek, szpanowali
przed nimi modnymi ciuchami, które zawsze były
o krok nowsze od naszych.
Do dziś zachowałem parę butów z tamtych czasów.
Kosztowały mnie cały tydzień pracy
a wyszły z mody po jednym dniu…
Colin, UK

To były wariackie czasy, które minęły bezpowrotnie.
Wzorem dla prawdziwych Modsów były kapele The Who
i Small Faces, muzyka Soul i Blues z początku lat 60-tych.
Szczerze mówiąc niewielu znaliśmy wtedy rockersów.
Większość z nas nie była rozrabiakami szukającymi kłopotów,
choć ludzie głównie z nimi nas kojarzyli.
Jerry, UK

W 1966 roku byłem jednym z Modsów, jednak nie jeździłem
Lambrettą tylko NSU Prima D, który miał 12 V instalację
elektryczną i dzięki temu mogłem mu zamontować dwa
dalekosiężne halogeny o napięciu 12 V.
Jeden skierowany był lekko do góry i oświetlał drzewa podczas jazdy.
Z przodu i z tyłu miałem zamocowane bagażniki,
które sam zrobiłem w szkolnym warsztacie.
Osobiście zastrzeliłem dwa zające, obdarłem je ze skóry
i takim niewyprawionym futerkiem starannie przyozdobiłem
mój skuter. Wybaczcie obrońcy praw zwierząt,
teraz na pewno bym tego nie zrobił!
Może to kontrowersyjne, ale byłem wtedy zwolennikiem
interwencji USA w Wietnamie. Aby to wyrazić, jeździłem
cały czas z flagą Republiki Wietnamu Południowego.
Mój skuter był w kolorach turkusowo – kremowym
z białymi siedzeniami i białymi otokami na oponach.
Jedyny jego mankament był taki, że był cięższy
od Lambretty Li 150s czy TV 175s i nie jeździł tak szybko, przez co zawsze zostawałem w tyle za kumplami.
Jednak cóż to były za wspaniałe czasy! Oh! Gdyby
tak można było cofnąć machinę czasu
i odzyskać choć kilka dni z tamtych czasów!
John Hartwell, England



Bibliografia:

http://www.burda.pl/artykuly-1/artykul/the-mods-czyli-modsi
http://histmag.org/?id=760
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teddy_boys
http://blog.col.com.pl/featured/subkultura-mods/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mods
http://niniwa2.cba.pl/slownik_subkultur.htm
http://www.vespaclub.org.pl/publikacje/63-subkultura-qmodsq
http://www.konserwatyzm.pl/artykul/4621/skinheadzi-i-modsi
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mechaniczna_pomara%C5%84cza_%28powie%C5%9B%C4%87%29

czwartek, 25 października 2012

Film: Dzień w którym zginął John Lennon.

Dokument ten przedstawia ostatni dzień z życia Johna Lennona. Tragedia ta wydarzyła się 8 grudnia 1980 roku, około godz. 22:49. John Lennon, któremu towarzyszyła Yoko Ono, został czterokrotnie postrzelony w plecy w bramie budynku Dakota House na nowojorskim Manhattanie, gdzie znajdował się apartament artysty. Policjanci przewieźli radiowozem rannego Lennona do szpitala Roosevelta, gdzie o godzinie o 23:07 lekarze stwierdzili zgon.
Sprawcą tragedii był Mark David Chapman, któremu kilka godzin wcześniej John Lennon złożył podpis na wydanym wówczas albumie "Double Fantasy".
W filmie wypowiadają się przyjaciele, współpracownicy i fani artysty oraz jego żona Yoko Ono, możemy również zobaczyć archiwalne ostatnie zdjęcia Lennona zrobione kilka godzin przed zabójstwem oraz usłyszeć jego ostatni wywiad radiowy. Polecam !!!



poniedziałek, 8 października 2012

Warhorse - w cieniu Deep Purple.

Problem z muzyką rockową lat 60/70 polega na tym że było jej po prostu zbyt dużo i to zbyt dobrej żeby pamiętać o czymś tak dobrym i tak ciekawym jak prezentowany przeze mnie album, a warto !!!
Urodzić się i tworzyć w cieniu Deep Purple nie było łatwe, a taka niestety etykietka przylgnęła do kapeli o nazwie Warhorse. Nie bez powodu, gdyż pomysłodawcą i założycielem grupy był Nick Simper, były basista oryginalnego składu Deep Purple który po wydaniu z nimi trzech pierwszych albumów, w lipcu 1969 roku musiał opuścić zespół z powodu personalnych nieporozumień a wraz ze swoim odejściem wprowadził do swojego nowego projektu - Warhorse powstałego w wyniku rozpadu grupy Marshy Hunt – wokalistki Marsha Hunt Band - brzmienie stylistycznie bardzo przypominające Deep Purple z ich pierwszych trzech płyt. Nie jest to może wydawnictwo epokowe i przełomowe w dziejach muzyki rockowej jednak jest to moim skromnym zdaniem dość interesująca propozycja przewyższająca pod względem jakości pierwsze dokonania Deep Purple. Albumy Warhorse są niewątpliwie czymś wyjątkowych dla każdego fana Purpli, poza tym to nie tylko kultowa kapela którą nie jest łatwo odszukać na półce w pierwszym lepszym sklepie muzycznym - co podnosi również jej wartość kolekcjonerską - ale również świetna porcja muzyki hard rockowej. Tyle tytułem wstępu przejdźmy do konkretów.
Zespół wydał tylko dwie płyty, „Warhorse” i „Red Sea”. Prezentowana przeze mnie ich debiutancka „Warhorse” ukazała się w 1970 roku i została zarejestrowana w Trident Studios w Londynie. W skład kapeli oprócz samego Simpera wchodzili praktycznie sami mało znani muzycy (no może prócz Maca Poole) – świetny jak się potem okazało wokalista Ashley Holt, gitarzysta Ged Peck, klawiszowiec Frank Wilson i wspomniany już Mac Poole na perkusji.
Album rozpoczyna „Vulture Blood” , początek spokojny, trwające minutę organowe intro gładko przechodzi w sprawny riff, dźwięki nasuwają pierwsze dokonania Black Sabbath a głos wokalisty Ashleya Holta, szorstki, typowy dla brytyjskiej muzyki hard rockowej w tamtym czasie, łatwo poznać że mamy do czynienia z brytyjskimi klimatami. Jest tu również, przykrótka co prawda, piękna solówka gitarowa przypominająca brzmienia gitar amerykańskich muzyków pokroju John Cipollina z Quicksilver Messenger Service czy James Gurley z Big Brother and The Holding Company. Następnie mamy „No Chance” który rozpoczyna się motywem marszu (pojawi się on także w następnym "Burning"), z którego wyłania się gitarowy riff, a po nim wokal. Ponieważ tym razem piosenka jest o uczuciu i kobiecie - wokal, dla odmiany, rzewnie zawodzi. W końcówce usłyszymy partie solowe organ i gitary, słyszeć je zresztą będziemy też w następnych utworach. Generalnie album utrzymuje się brzmieniowo w podobnych klimatach: "St. Louis" –rasowy przebój, w "Ritual" - wykorzystany został identyczny riff jak w purplowskim "Wring That Neck" i mocny "Woman of the Devil" spokojnie mogłyby zrobić karierę na jednym z albumów MK II (drugiego składu) Deep Purple. Najlepszym zdecydowanie utworem na płycie jest niewątpliwie trwający blisko dziewięć minut protest song "Solitude" zapowiadający także utwór "I (Who Have Nothing)" z drugiego albumu Warhorse.
Podsumowując cały dorobek Warhorse, możemy dojść do ciekawego wniosku, otóż gdyby nie było Deep Purple byłby zapewne Warhorse i to oni zrobili by podobną karierę. Wysiłki Nicka Simpera trafiły zatem w ślepą uliczkę, pozostawiając nam jednak kawał dobrej muzyki.



Bibliografia:

http://www.debaser.it/
http://www.debaser.it/recensionidb/ID_28077/Warhorse_Warhorse.htm
file:///F:/2030-warhorse.htm

czwartek, 4 października 2012

Wielkie jam session czyli Quicksilver Messenger Service i "Happy Trails".

Quicksilver Messenger Service pomimo że należeli do tak zwanej świętej trójcy brzmienia San Francisco byli grupą stosunkową najmniej znaną obok dwójki pozostałej czyli Grateful Dead i Jefferson Airplane. Chociaż zaczynali w 1965 roku- pozostawali dość długo bez kontraktu płytowego i pomimo prawdziwego boomu na psychodelicznego i zakwaszonego rocka ich pierwszy album zatytułowany „Quicksilver Messenger Service” wydany został dopiero w 1968 roku. Choć debiutancki album był przyzwoity, to dopiero bajkowe dźwięki gitar QMS eksplodowały w pełni na ich drugim krążku “Happy Trails” wydanym w 1969 roku i będącym prawdopodobnie w tamtych niezwykłych czasach jednym z najlepszych albumów acid - rockowych. Całość materiału na płytę została zarejestrowana podczas koncertu w Fillmore East i Fillmore West gdzie QMS dość często stacjonowali. Gdy będziecie odsłuchiwać płytkę niech nikogo nie zdziwi brak jakichkolwiek dźwięków w tle w postaci wrzasków czy oklasków publiczności, materiał został potem obrobiony w studiu, czyli mamy studyjną płytę koncertową i podobno jak głosi plotka prawie cała druga strona albumu powstała podczas „poprawek” studyjnych gdy chłopaki zarzucili kwasa.
Skład zespołu przedstawiał się następująco: basista i wokalista David Freiberg (po prawej na zdjęciu), instrumenty perkusyjne - Greg Elmore (drugi od prawej) oraz dwóch niezwykłych gitarzystów Gary Duncan (ex Brogues - pierwszy od lewej) i John Cipollina (drugi od lewej).
Okładkę albumu „Happy Trails” zaprojektował George Hunter w stylu country & western będącym w modzie w ówczesnym czasie. Niech jednak nikogo nie zmyli ten projekt gdyż na płycie nie znajdziecie nic co by mogło przypominać „reakcyjną” muzykę Nashville rodem z dzikiego zachodu, mamy tylko jeden kawałek typowo westernowy, zresztą cover tytułowy „Happy Trails” ale o tym za chwilę.
Pierwszą stronę vinylu zajmuje jeden wielki jam session „Who Do You Love?”, ponad 25 minutowa suita (dokładnie 25:17) która oryginalnie była jeszcze dłuższa, trwała prawie 27 minut (26:53), została jednak skrócona przez wytwórnię Capitol ze względu na ograniczoną pojemność winylowego nośnika (większość uciętej muzyki pochodziła z solówki Duncana z części „When You Love"). Ten gigantyczny kawałek jest coverem znanego utworu Bo Didleya z 1958 roku „Who Do You Love” (tak na marginesie to kawałek ten doczekał się niezliczonej ilości coverów), choć cover to chyba akurat w tym przypadku nietrafne określenie bowiem utwór momentami całkowicie nie przypomina oryginału (patrząc na długość oryginału i wersji QMS była zapewne nieunikniona ta różnica) - tu mamy natomiast nieskończone i przeciągające się pochody gitarowe więc momentami pełna improwizacja. „Who Do You Love” zostało dosłownie poćwiartowane na kilka części, otóż mamy w kolejności - "Who Do You Love? - Part 1", "When You Love", "Where You Love", "How You Love", "Which Do You Love" i "Who Do You Love - Part 2".
Na drugiej stronie winylowego krążka znalazły się takie kompozycje jak „Mona”, następny kawałek pochodzący z repertuaru Bo Didleya oraz dwie kompozycje Duncana „Maiden of the Cancer Moon" oraz instrumentalny i genialny według mnie "Calvary". Płytę zamyka tytułowy „Happy Trails”, ciekawy cover utworu Dale Evans która śpiewała ów kawałek razem z Royem Rogersem będący tematem muzycznym programu, telewizyjnego show w latach 50-tych.
Niestety tak się złożyło że niedługo po nagraniu tej wybitnej płyty skład zespołu musiał opuścić Gary Duncan, przyczyną były problemy związane z posiadaniem narkotyków i następny z kolei album "Shady Grove" okazał się wielkim niewypałem, tłumaczy to również fakt małej popularności zespołu w tamtym czasie, gdyż obok nich i już wymienionych na wstępie nie należy zapominać o takich sławach jak Country Joe & The Fish i Big Brother & the Holding Company z Janis Joplin, które to postawiły poprzeczkę na dość wysokim poziomie, było zatem trudno przebić się przez taką zaporę jaka została wyznaczona przez kapele z kręgu San Francisco Bay Area.



Bibliografia:

http://www.distorsioni.net/
file:///F:/happy-trails.htm
http://en.wikipedia.org/wiki/Quicksilver_Messenger_Service
file:///F:/viewtopic.php.htm